6 sierpnia 2012

Recenzja: Conor Maynard - Contrast

Pora na kolejny angielski debiut, czyli 19-letniego Conora Maynarda, który podobnie jak Justin Bieber, zaczynał od nagrywania amatorskich coverów zamieszczanych w serwisie YouTube. Takim sposobem natrafił na niego Ne-Yo, któremu bardzo spodobało się wykonanie utworu Beautiful Monster i skontaktował się z jego autorem. Następnie, za sprawą starszego muzyka, Brytyjczykiem zainteresowała się wytwórnia EMI Music, która zorganizowała dla niego przesłuchanie, a potem doprowadziła do podpisania kontraktu- i tak zyskano kolejną maszynkę do robienia pieniędzy. Dwa single już słyszeliśmy, teraz czas na cały longplay.

Contrast to 12 numerów pop-rnb, czyli klimatów podobnych do ostatnich dokonań Ushera i Justina Biebera, które dla nastolatka z Brighton wyprodukowali m.in. Pharrell Williams, Stargate, Benny Blanco, The Invisible Men i Midi Mafia – te nazwiska mówią same za siebie, szczególnie w takim zestawieniu. Wydawałoby się, że w nasze ręce trafi więc coś świeżego, przebojowego i choć troszkę nowatorskiego. A jak jest w rzeczywistości?

Muzycznie to przeciętniak – słuchając albumu od nuty do nuty, nic specjalnie nie zwróciło mojej uwagi. Niby wszystko jest poprawnie zmontowane: użyto modnych, po części nawet chwytliwych elementów, Conor wokalnie spisuje się świetnie, zresztą tak samo, jak zaproszeni przez niego goście (Ne-Yo, Pharrell, Rita Ora). Problem polega na tym, że te wszystkie dźwięki i motywy już były  – i ciągle się powtarzają na coraz to nowszych wydawnictwach z gatunku 'radiowe niby-rnb'. Podkładowi brakuje szczypty innowacyjności, czegoś, co wyróżniałoby go na tle pokrewnych artystów, wnosiło jakikolwiek powiew świeżości. Jak już jestem przy czepianiu się, to dodam też, że całość jest bardzo schematyczna i łatwo przewidzieć, jak piosenka (i płyta też) potoczy się dalej – a to w żaden sposób nie zachęca słuchacza do dalszego kontaktu z materiałem. Mimo wszystko nie jest fatalnie, po prostu przez większość czasu wieje nudą – poczują to zwłaszcza osoby, które znają twórczość nazwisk wymienionych w tekście, zarówno producentów, jak i wykonawców.

Przyjmijmy, że warstwa tekstowa jest w miarę optymalna, czyli bez szaleństw i bez większych wtop. Jak przy 90% krążków tego typu, znowu będziemy słuchać o laskach, a w szczególności o tym, do jakiego stanu może doprowadzić życie bez nich oraz jak o nie zabiegać. Oprócz tego, jest też błaganie partnerki o powrót, liczne wyznania, flirt, itp. To naprawdę nie robi na mnie żadnego wrażenia, bo, tak samo jak częściowo podkład, nie wyróżnia się z tłumu. Zawsze i wszędzie śpiewa się o tym – tylko nadzwyczaj kreatywne i uzdolnione twórczo postacie są w stanie napisać w tym temacie coś ciekawego.


Po przesłuchaniu debiutanckiego singla – Can’t Say No, liczyłem, że będę miał do czynienia z mocnym dziełem, które namiesza nie tylko na mojej playliście, lecz także zawojuje wszystkie notowania list przebojów. Przyjemny track, na tle pozostałych wypada dosyć dobrze. Niestety drugim została jego wierna kopia, czyli Vegas Girl, spleciona z podobnych melodii i na podobnym szablonie. Wiedziałem już, że po całości nie warto spodziewać się buk wie czego.

Wbrew pozorom, album nie jest jednym wielkim niewypałem – nikt przez niego nie wrzuci do wanny tostera, nie weźmie rozwodu ani nie zabetonuje w piwnicy swoich dzieci. Zamiast tego, pełno tu przeciętniaków, których głównym odbiorcą są nastolatki w wieku 15-20 lat. Numerami wybijającymi się są singlowe Can't Say No i przebojowy Better Than You, z gościnnym udziałem Rity Ory. Resztę można sobie odpuścić.

Przeanalizujmy rynek, sprawdźmy, co jest na topie i nagrajmy dokładnie to samo! – pewnie tak pomyślała sobie wytwórnia zabierając się za produkcję Contrastu. Wiele artystów wzoruje się trendach (w końcu jest to najpewniejszy sposób osiągnięcia komercjalnego sukcesu), jednak mało kto robi to tak perfidnie jak Conor. Moda modą, ale każdy muzyczny showman dąży do tego, żeby się wyróżniać – zdobyć szczyty i jednocześnie zapisać się w świadomości słuchacza na bardzo długi czas. Parlophone Records postawiło na wyciśnięcie z dzisiejszej gwiazdy maksimum zysku, kosztem oczywiście jakości produktu i autentyczności wykonawcy. Rezultat? Szału nie ma, brak nowości.


Zgadzasz się? Podaj dalej:

10 komentarze:

Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam.

Po raz pierwszy usłyszałem "Vegas Girl" na jednej z polskich stacji muzycznych i potem kilka razy w radiu i jak dla mnie - pomimo, że znam tylko jeden utwór - album nie jest wart przesłuchania.

od dobrych kilku tygodni nie zrecenzowaliście tu muzyki. Jedynie radiową papkę, godną pokolenia mtv "szał ciał". Wasza strona znika z moich ulubionych. Sorry

słyszałem tylko "Vegas Girl"..

Ja tam go lubię. W sumie można powiedzieć, że jestem jego fanką. Dla mnie ta płyta jest super choć jej nie mam. Jego piosenki są naprawdę super polecam :Conor Maynard - Take Off .

NIe wiem co macie do Conora, jest młody ma dopiero 20 lat więc nie musi odrazu stawać się tak popularny jak np. Michael Jackson. Vegas Girl jest fajne, jednak najlepsze jest Turn Around <3. Ja go uwielbiam i nie mam mu nic do narzucenia ;>.
Julia Mayniac<3.

Nie zgadzam się z tym.Mam płytę i bardzo mi się podoba (z resztą tak samo jak wykonawca).
#Mayniac

Zgodzę sie z tym, że wykonanie płyty Conora jest podobne do albumów
wykonawców takich ja Ne-Yo, Pharrell i całej innej śmietanki tego typu. Poszczególne
utwory podobne są do siebie brzmieniem, tonacją, nie mówiąc już o tym, że prawie w każdej
piosence chodzi o to by wyrwać jakąś laskę (to się nie tyczy tylko utworów Conora).
Wiadomo, że w dzisiejszych czasach ludzie w przedziale wiekowym 12-20 lat sięgają po taki
typ albumów, bo to jest teraz ''jakby'' modne. Denerwuje mnie to i martwi zarazem, że większość
dobrych wykonawców zaczynają tworzyć uwtory, w których pełno jest tego całego syfu typu -> jak wyrwać laskę
, czy jest ona ładna, a jeżeli już jest, to czy warto ją wyrwać, choćby na jedną noc. Pełno jest różnych kontrowersji, seksu jak u wykonawców takich jak Lady Gaga, Rihanna...Ludzie... brak słów.
Zaciągają to jakimś dupstepem i proszę o to mamy hit sezonu. Ale czego tu sie nie robi pod publikę.Trzeba wziag pod uwagę to, że coraz częściej po utwory tych najbardziej znanych wykonawców siega najmłodsze pokolenie, które najbardziej jest narażone na ten ''syf''.
Przecież można tworzyć utwory o tak zwanej ''miłości'', które są pieknę ale żeby od razu tak przeginać. Weżmy np. utwór ''somebody that i used to know''
czy ''Up'' Jamesa Morisona. Piękne teksty, nie ma tu żadnego dupstepu,czy innego klubowego, mocnego bitu, a można powiedzeć że są hitem, zwłaszcza pierwszy utwór. Ale to już
zależy od gustu. Szanuje bardzo osoby, które słuchają wykonawćów typu Conor Maynard, Justin Bieber, Ne-Yo, Usher, One Direction itp, bo naprawdę
ich piosenki są dobre, tylko martwi mnie do, że większość jest o flitrach, wyrywach itp. Powracając do Conora. Jest to jeszcze młody chłopak,
który się dopiero uczy i myślę, że stworzy parę dobrych utworów, którę będą hitem. Narazie jest ok. Album ''Contrast'' można wliczyć do tych
udanych. Utwór ''Turn Around'' z Ne-Yo moim zdaniem jest zapowiedzią, że Conor w przyszlości da czadu. Conor lubi tworzyć utwory typu ''na imprezę'' i ''wbijaj do klubu''
bo jest młody, porywczy.. Powiedział, że tworzy piosenki, których sam chciałby słuchać,gdy imprezuje ze znajomymi, czy tworzy piosenki, których ciałby słuchać gdy rozstaje sie z dziewczyną.
Należy sie spodziewać, że jego utwory będą pełne mocnych bitów, a także chwilowych, spokojnych uniesień. Można mu tylko życzyć powodzenia w karierze, a przede wszystki tego by woda sodowa
nie udeżyła mu do głowy i nie przegiął tak zwanej ''pały''.

Prześlij komentarz